15.12.2020, Magdalena Jagiełło-Kmieciak
Rozmowa z Lucyną Boguszewską – sopranistką Opery na Zamku w Szczecinie.
Co Pani czuje patrząc na pustą widownię?
Lucyna Boguszewska: To przygnębiające, kiedy widzę pusty teatr. Kiedy można było grać dla 25 procent widowni, w pierwszym odruchu, gdy widziało się tak mało ludzi, był niepokój, że nikt nie chce już przychodzić. Wtedy pomyślałam, że właśnie trzeba myśleć odwrotnie. Ci ludzie należą do tych odważnych, dla których muzyka i świat teatru ważniejszy był niż to, co teraz się dzieje na świecie. Tym bardziej trzeba było się starać, by wieczór ten zapamiętali na długo, by dostarczyć im jak najwięcej wrażeń i wzruszeń.
Jak zmienił się Pani świat po wiosennym lockdownie?
Wiosenny lockdown był trudnym doświadczeniem dla całej społeczności. Pełen niedogodności, obaw i strachu o zdrowie, a także niepewne jutro. Ten czas poświęcałam przede wszystkim dzieciom i ich edukacji. Dla siebie wybrałam świat książek i roślin. Co chwilę przynosiłam na balkon nowe kwiaty i przez całe lato się nimi zajmowałam. A po wakacjach zapisałam siebie i córkę do miejskiej biblioteki, by nie zabrakło nam lektur do czytania. Myślę, że dla mnie książki i kwiaty stały się nie tylko hobby dla zabicia czasu. Jest to swego rodzaju azyl, aby oddalić swe myśli od pandemii, od tego, czym żyje cały świat.
Jak pandemia według Pani zmienia świat artystyczny?
Świat artystyczny bardzo ucierpiał przez pandemię. Wszyscy wiemy, że odwołano szereg koncertów, premier, spektakli. Publiczność także w większości zrezygnowała z regularnego odwiedzania teatrów, niezależnie od ograniczeń na widowni, jakie wprowadzał rząd. Wielu artystów musiało podjąć pracę zupełnie inną niż wyuczony zawód, inni czekali na czas, kiedy znów coś będzie można grać, a jeszcze inni przenieśli swoją działalność do internetu. Powstało wiele wspaniałych projektów internetowych. Myślę, że tego rodzaju praca niesie wiele możliwości, choć nigdy nie będzie to takie samo przeżycie jak spektakl grany na żywo.
Czy ten czas zarazy zmienił Pani własny świat?
Właściwie to muszę się przyznać, że ten czas przyjęłam z ogromnym spokojem. Staram się nie zamartwiać rzeczami, na które nie mam wpływu, choć oczywiście nie jest mi to obojętne. Oprócz codziennych obowiązków, opieki nad dziećmi, roślinami i czasem książki nie sposób przejść bez emocji czy refleksji obok tego, co dzieje się wokół. Przejmuję się losem innych, tych, którzy są na pierwszej linii walki, czyli pracowników służby zdrowia, ubolewam nad tymi, którzy chorują i współczuję tym, którzy przez koronawirusa stracili kogoś bliskiego. Tak wielu artystów zabrała już pandemia… A jednak trzeba podejmować codzienny wysiłek, by żyć dalej, by przetrwać ten trudny czas.
Czego według Pani pandemia nas uczy – jako ludzi i artystów?
Pandemia nie tyle uczy, co niemalże namacalnie pokazuje, jak kruche jest ludzkie życie, jak łatwo je stracić przez coś, czego przecież gołym okiem nie widać. Możemy dbać o siebie, przestrzegać obostrzeń, a i tak gdzieś będziemy mieć kontakt z wirusem. Sama należę do tych, które przeszły już Covid-19 i wdzięczna jestem, że bardzo łagodnie. Ale wiem, że wiele osób, także moich znajomych przechodziło tę chorobę o wiele gorzej, a i są tacy, których już nigdy nie spotkam. Jednak, mimo wszystko, wola życia jest silniejsza niż strach przed chorobą czy śmiercią. Każdy chce żyć, a artysta swoim życiem chce nieść jakieś przesłanie. Ciekawa jestem tych nowych dzieł, które powstaną w tych czasach – zarówno tych muzycznych, artystycznych czy literackich. Wtedy chyba będziemy mogli mieć pogląd na to, czego nas pandemia nauczyła.
Czy i jak zmieni się świat, kiedy wrócimy już do normalności?
Tego chyba jeszcze nie wiemy. Mam nadzieję, że bardziej będziemy doceniać chwile, kiedy możemy spotkać się z rodziną i przyjaciółmi. Trochę obawiam się, że ludzie w trosce o swoje zdrowie długo swe kontakty będą ograniczać do telefonu i internetu, widząc w innych potencjalne źródło zakażenia. Oby tak się nie stało.
A świat artystyczny?
Bardzo bym chciała, żeby wszystko wróciło do normalności. Choć doceniam projekty dostępne w sieci, to nic nie zastąpi żywego spektaklu. Ale jakimi artystami będziemy, gdy już minie ten trudny czas? Może nie trzeba odpowiadać na to pytanie, by bardziej zachęcić publiczność do powrotu na koncerty i przedstawienia. Mam nadzieję, że wszyscy twórcy, odtwórcy i odbiorcy wrócimy bardziej wrażliwi na piękno.
Lucyna Boguszewska – sopranistka, związana z Operą na Zamku od 2003 r. jako śpiewak-solista. Absolwentka Wydziału Wokalno-Aktorskiego Akademii Muzycznej w Bydgoszczy (2001). Debiutowała w 2000 r. jako Hrabina w „Weselu Figara” w studenckim przedstawieniu w Bydgoszczy. Występowała zarówno w kraju, jak i za granicą.
Na zamkowej scenie śpiewała m.in. jako: Zuzanna w „Verbum nobile”, Zofia we „Flisie”, Micaëla w „Carmen”, Pamina w „Czarodziejskim flecie”, Chawa w musicalu „Skrzypek na dachu”, Zofia w „Halce”, Hanna w „Strasznym dworze”, Anna w „Nabucco”, Nedda w „Pajacach”, Lola w „Rycerskości wieśniaczej”, Mądra w „Mądrej”, Clivia w operetce „Clivia”, Hrabina Zedlau w „Wiedeńskiej krwi”, Hrabina w „Weselu Figara”, Braminka w „Parii”, Leonea w „Pięknej Helenie”, Marcelina w „Fideliu”, Kate w „Madama Butterfly”, Luna w operetce „Frau Luna”, Jacqueline w „Cnotliwej Zuzannie”, Zorika w „Cygańskiej miłości”, Anitra w dramacie muzycznym „Peer Gynt”, Annina w „Traviacie”.
W swoim repertuarze ma również utwory kantatowo-oratoryjne: „Requiem” Mozarta, IV Symfonia Mahlera, „Stabat Mater” Szymanowskiego, „Stabat Mater” Pergolesiego, „Symbolum Nicenum” Godziemby-Trytka, „Angelus” Kilara.
Fot. u góry: S. Pińczuk©Opera na Zamku