Szczerze o operze Justyna Zawilińska

14.07.2020, Magdalena Jagiełło-Kmieciak

Justyna Zawilińska:

W operze najbardziej kocham…

Zawsze uśmiecham się, kiedy ktoś mnie o to zapyta, bo mam wrażenie, że z dnia na dzień pokłady tej miłości są coraz większe i mogłabym trzy dni bez przerwy opowiadać o tym, co mnie zachwyca lub czemu chylę czoła. Jak w operze, tak i w życiu – jedno czerpie z drugiego, i myślę, że jest to wspaniała wymiana. Ogromnie cenię kontakt z drugim człowiekiem, a opera, której istotą jest synteza sztuk, w najpiękniejszy sposób może go zapewnić. Posługujemy się muzyką, słowem, gestem, a co najważniejsze, wyciągamy własny wachlarz emocji. Każdy z nas jest inny, każdy jest na innym etapie, każdy niesie inny bagaż osobistych doświadczeń, ale wszyscy mamy jeden, wspólny cel – razem tworzymy dzieło, razem na siebie oddziałujemy. Kocham poznawać nowych ludzi, odbierać ich dobrą energię, podziwiać ich warsztat, jak również móc się czasem poradzić. Takie spotkania i rozmowy są zawsze bardzo twórcze, chyba dla obu stron! Tutaj buduje się doświadczenie, człowiek dojrzewa, uczy się, ale też nabiera pokory, co jest w dzisiejszym świecie niesamowicie ważne. Poza tym – ogromną frajdę sprawiają mi wszelkie przeobrażenia na potrzeby wystawianych sztuk. Mogę być piękna, a za chwilę bardzo brzydka – nigdy nie miałam z tym problemu, wręcz przeciwnie, im więcej się dzieje, tym lepiej! Zastanawiałam się kiedyś, czy nadejdzie dzień, kiedy zacznę narzekać, ale jeszcze taki nie nadszedł przez ponad rok, więc chyba naprawdę wszystko w operze darzę miłością dozgonną (uśmiech).

Spektakl, w którym gram najchętniej, to…

Odniosę się do spektaklu, który mnie, jako artystce chóru, najbardziej przypadł do gustu i mogłabym w nim grać i grać, i grać! Będzie to oczywiście i niezaprzeczalnie spektakl „O krasnoludkach i sierotce Marysi” Janusza Stalmierskiego. Mam tak ogromny sentyment do tego przedstawienia, że nawet teraz się do siebie uśmiecham. Są ku temu dwa wytłumaczenia – spektakl zbiegł się z moim przyjściem do Opery na Zamku w Szczecinie, pamiętam cudowną grudniową atmosferę, płatki śniegu za oknem i ekscytację związaną z wzięciem udziału w kolejnym wydarzeniu, jak również konieczność opanowania w naprawdę krótkim czasie układu tanecznego Kwiatka, który był nie lada wyzwaniem i właściwie nadal pod kilkoma względami jest! Kto wie, ten wie (śmiech)! Poza tym – radość młodych odbiorców na widowni – naprawdę na wagę złota!

Najtrudniejszy utwór w mojej karierze to…

Tutaj również odniosę się do spektaklu, który dla mnie, artystki chóru, był nie lada wyzwaniem. Mowa oczywiście o „Guru” Laurenta Petitgirarda. Wzięłam udział w tym spektaklu w późniejszym czasie, dlatego całą partię muzycznie, rytmicznie i fonetycznie, musiałam przygotować sama. Pamiętam te litry kaw i słowniki w „ćwiczeniówce” (śmiech). Chór naprawdę miał wysoko podniesioną poprzeczkę, dlatego w indywidualnym przygotowaniu doceniłam lekcje fortepianu i kształcenia słuchu, jakie wyniosłam z uczelni! Poza tym, było to dla mnie trudne dzieło pod względem emocjonalnym, tutaj naprawdę uczciwie trzeba było sięgnąć do swoich emocji, wiedzieć, ile w danym momencie wyjąć, ale oczywiście skupić się też na przekazie. Mimo wszystko – cudowne doświadczenie.

Najtrudniejsze przeżycie w teatrze, to…

Wspomniana już wyżej rola Kwiatka i sytuacja z nią związana. W pierwszej scenie jestem Babą – taką z krwi i kości. Z motyką. Później mam dosłownie chwilę, by szybko przebiec za sceną do garderoby i przebrać się w kostium Kwiatka, a trochę trzeba się nabiegać, bo jeszcze po drodze fryzjerka musi doczepić wianek. Któregoś razu za kulisami potknęłam się i zaliczyłam upadek, który zaowocował tym, że ledwo mogłam chodzić. A tu dwa układy taneczne do zatańczenia! Jak tańczyć i pięknie, niemal baletowo stawać na palcach, gdy kostka odmawia posłuszeństwa, a czasu na wszelkie „reanimacje” nie ma! Uśmiech oczywiście na stanowisku, zadanie wykonane, ale jaki to był ból i wyzwanie, pamiętam do dziś! Grunt, to się nie poddać i zrobić, co trzeba. I następnym razem bardziej uważać (śmiech)!

Najbardziej dumna jestem z wykonania…

Dumna jestem z wszystkich spektakli, w jakich brałam udział: opanowanie partii jest dużym wyzwaniem, szczególnie dla młodej osoby, która dopiero przyszła do teatru i musi nauczyć się wszystkich pozycji repertuarowych, które już były, sama. Tak więc, kawa, nuty, ćwiczeniówka – i do dzieła. Jestem bardzo pracowita i ambitna, zawsze bardzo poważnie traktuję wszelkie zobowiązania. Praca w chórze jest ogromnym moim spełnieniem, ale też wyzwaniem – musimy przyjść na próby przygotowani, bo tylko wtedy, kiedy każdy głos jest w gotowości, możemy owocnie pracować. I szacunek dla zespołu – klucz!

Utwór, o którego wykonaniu marzę, to…

Z utęsknieniem czekam na naszą premierę „My Fair Lady”!

zdjęcie z koncertu – T. Seidler

Ulubiony kompozytor to…

Georg Friedrich Haendel. Jego twórczość jest bardzo różnorodna, a co wspaniałe, łączy cechy muzyki niemieckiej, włoskiej i angielskiej. Wciąż trafiam na kolejne „perełki”, arie, które chciałabym zaśpiewać, nad którymi chciałabym popracować na swoich lekcjach śpiewu… A lista cały czas się powiększa. Wiem, że nie można śpiewać tylko Haendla… ale co poradzić (śmiech)!

Georg Friedrich Händel, “Dixit Dominus”, Monteverdi Choir, English Baroque Soloists, dyryguje Sir John Eliot Gardiner

Nie przepadam za…

Chyba nie ma takiej dziedziny, zawsze staram się poznać wszelkie wytyczne, nim zdecyduję, by coś przekreślić lub z czegoś zrezygnować. I zazwyczaj okazuje się, że było warto się zagłębić!

W wolnych chwilach słucham…

Od pewnego czasu są to amerykańskie pieśni spirituals, szczególnie w wykonaniu Kathleen Battle!

Kathleen Battle, Jessye Norman, James Levine, Robert de Cormier, Members of Metropolitan Opera Chorus, Members Of The New York Philharmonic, Members of The Metropolitan Opera Orchestra, Carnegie Hall, Nowy Jork 1990

Justyna Zawilińska – absolwentka Wydziału Wokalnego Państwowej Szkoły Muzycznej II stopnia im. Feliksa Nowowiejskiego w Szczecinie oraz Wydziału Wokalno-Aktorskiego studiów licencjackich Akademii Muzycznej im. Feliksa Nowowiejskiego w Bydgoszczy. W 2017 roku wystąpiła jako Chłopiec I w “Czarodziejskim flecie” W.A. Mozarta na deskach Opery Nova w Bydgoszczy, brała udział w Międzynarodowym Spotkaniu Teatrów “OFF Sytuacje” w Poznaniu. W Operze na Zamku wystąpiła w: “Così  fan tutte” W.A. Mozarta, “Carmen” G. Bizeta, “Hrabinie Maricy” I. Kálmána, “Zemście nietoperza” J. Straussa, “Guru” L. Pettitgarda, “Madamie Butterfly” G. Pucciniego, “Napoju miłosnym” G. Donizettiego, “O krasnoludkach i sierotce Marysi” J. Stalmierskiego, “Procesie” Ph. Glassa, “Romeo i Julii”  Ch. Gounoda, “Balu maskowym” G. Verdiego.

z prawej: Justyna Zawilińska, fot. K. Sobeńko