24.02.2021, Ewelina Kucharska
W sobotę, 13 lutego, odbyła się premiera spektaklu Wizje miłości / Mity poświęconego pamięci zmarłej w 2020 roku primabalerinie Ewie Głowackiej. Opera na Zamku w Szczecinie przywitała tym wydarzeniem publiczność spragnioną żywego kontaktu, zostawiając także otwartą furtkę dla osób, które polubiły obcowanie z kulturą za pomocą VOD – w niedzielę, 14 lutego, udostępniono spektakl także za pośrednictwem Internetu. Autorką choreografii baletowej do muzyki Chopina i Szymanowskiego jest Zofia Rudnicka, która przez wiele lat przyjaźniła się z Ewą Głowacką, o czym sama opowiadała w wywiadach.
Poruszające jest to, jak tę przyjaźń widać i czuć oglądając balet. Zofia Rudnicka włożyła w spektakl nie tylko swoje doświadczenie czy pracę, ale i ogromną część swojego serca. Koncepcja była bardzo przemyślana, o czym świadczy fakt, że do spektaklu Rudnicka wybrała dwa balety, w których tańczyła Ewa Głowacka.
Wizje miłości / Mity to właściwie nie jeden, lecz dwa spektakle baletowe. Część pierwsza, której towarzyszą przede wszystkim Preludia op. 28 Fryderyka Chopina opowiada historie pięciu kobiet – w różnym wieku, z różnymi doświadczeniami. Ze względu na dzielące je doznania, każda z nich inaczej postrzega miłość. Wydawać by się mogło, że wizja miłości dziewczynki jest najprzyjemniejsza – łatwa i beztroska. W jej postrzeganiu miłości nie ma problemów, które pojawiają się wraz z upływającym czasem. Najstarsza z kobiet, przegrana, doświadcza miłości utraconej, z pozoru przerażającej, jednak nadal pięknej. Historie pięciu kobiet można postrzegać jako niezależne opowieści i takie było też założenie twórców. Do mnie jednak bardziej przemawia traktowanie ich jako spójnego opowiadania o życiu jednej kobiety, która na przestrzeni czasu zmienia swoją definicję miłości, nie tylko uznając miłość za coś innego, ale także kochając w odmienny sposób.
Tej części spektaklu towarzyszyły miniatury fortepianowe Chopina. Olga Bilas wzorowała się na wykonaniach argentyńskiej pianistki Marthy Argerich. Wybór ten wydaje się oczywisty po wysłuchaniu wykonań Bilas wraz z choreografią baletową – preludia Argerich, dla jednych nie do przyjęcia z uwagi na dalekie od sentymentalnych interpretacje, są przepełnione energią, która doskonale pasuje do spektaklu, w którym główną rolę gra taniec. Ten temperament Bilas oddała znakomicie, nie zapominając o głęboko romantycznym charakterze dzieł, który to został pogłębiony dzięki choreografii Rudnickiej.
Jak już wspomniałam, Wizje miłości / Mity to właściwie dwa spektakle, wyraźnie oddzielone od siebie, zatem nieprzypadkowo i ja postanowiłam je rozdzielić. Nie mam nic przeciwko takiej koncepcji – przeciwnie, wydaje mi się, że jest to nie tylko nowatorskie, ale i odważne posunięcie. To co łączy Wizje miłości i Mity to oczywiście tematyka, czyli przeróżne oblicza miłości, ale także muzyka największych polskich kompozytorów. Części przedstawienia, chociaż odrębne, mają więc wspólne ogniwo, zaś kontrasty pomiędzy scenami sprawiają, że widz jest nieustannie zaciekawiony.
Mity do muzyki Karola Szymanowskiego przenoszą widza w zupełnie inny świat, ten baśniowy, nierealny. Tam jednak również różne odsłony miłości grają pierwsze skrzypce – od zakochanego w sobie Narcyza, przez Pana, który tylko droczy się z nimfami, po ludzi kochających się z wzajemnością. W tej części zarówno muzyka jak i taniec przepełnione są namiętnością, a energia ze sceny oddziałuje na publiczność, w szczególności podczas finałowej Tarantelli. Jest w tej scenie magia, niczym ta z rytualnych kalabryjskich tańców, skąd tarantella pochodzi. Muzykę Szymanowskiego wykonali bezbłędnie pianistka Olga Bila oraz skrzypek Krzysztof Buszczyk.
Kostiumy i scenografia Tatiany Kwiatkowskiej (Wizje miłości) oraz Jerzego Rudzkiego (Mity) zachwycają swoją prostotą. Lekkie i zwiewne stroje kobiet w części pierwszej podkreślają piękno choreografii Rudnickiej. W drugiej części szczególną uwagę poświęciłam scenografii –banalny zabieg zastosowania popękanych luster świetnie współgrał ze światłem, nadając przy tym mitycznego charakteru oprawie wizualnej.
Na koniec dodam parę słów o tych, bez których spektakl by wcale nie istniał, czyli o tancerzach. Nie tylko tańcem, ale i tym w jaki sposób przekazywała emocje mimiką, urzekła mnie Aleksandra Głogowska, odgrywająca rolę Przegranej w Wizjach miłości. W tej części zwróciłam też szczególną uwagę na Aleksandrę Januszak, której taniec wydawał się niesamowicie lekki, zwiewny i delikatny, jakby nie wymagał żadnego przygotowania i wysiłku. W Mitach zachwycił mnie solista Paweł Wdówka w roli Narcyza. Znakomitą parę nieprzytomnie zakochanych w sobie stanowili Patryk Kowalski i Olga Kuźmina-Pietkiewicz w Źródle Aretuzy. Finałowa Tarantella zasługuje na oddzielne brawa, a energia jaką ze sobą niosła choreografia do tego utworu mogłaby być sama w sobie powodem do obejrzenia całego spektaklu.