
im. Witolda Lutosławskiego. Fot. Krzysztof Korwin-Piotrowski.
Melomani, którzy szczelnie wypełnili Studio Koncertowe Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego w Warszawie, wysłuchali w niedzielne popołudnie 5 stycznia 2020 roku dwugodzinnego koncertu “Mistrz i młode talenty” z muzyką George’a Gershwina. Światowej sławy bas-baryton (związany na stałe z Wiener Staatsoper) Tomasz Konieczny wystąpił tym razem mniej jako śpiewak, bardziej jako pedagog, co mogło zasmucić niektórych słuchaczy, ale świadczyło o skromności i klasie Artysty, który zostawił scenę prawie w całości dla uczestników Programu Kształcenia Młodych Talentów Akademii Operowej Teatru Wielkiego – Opery Narodowej. Koncert był prawdziwą ucztą muzyczną z finałowym deserem, kiedy usłyszeliśmy wszystkich wykonawców łącznie z Mistrzem. Przede wszystkim zachwycała młodzieńcza swoboda, a nawet chwilami pewna zuchwałość wykonawców, którym towarzyszyła Orkiestra Polskiego Radia pod batutą Michała Klauzy.
Fantastycznie rozpoczęła koncert Justyna Ołów, która z klasą zaśpiewała przebój “The Man I Love”, a następnie rozbawiła publiczność aktorskim wykonaniem trudnego, dowcipnego utworu, w którym najczęściej powtarzają się “blah, blah, blah i tra la la” w ciekawej orkiestracji Rafała Kłoczko. Wielkie wrażenie wywarł duet Moniki Buczkowskiej i Tomasza Koniecznego w drugiej części koncertu, podczas której zostały zaprezentowane fragmenty opery Gershwina “Porgy and Bess”. Zwróciłem też uwagę na młodego basa Jasina Rammala Rykałę, który z oczekiwanym feelingiem wykonał popularną, wpadającą w ucho arię Porgy’ego “I Got Plenty O’ Nottin'”. Nie wzbudziło zachwytu wykonanie słynnej kołysanki “Summertime”, ale kiedy ma się w uszach i sercu Ellę Fitzgerald – trudno zaakceptować inną interpretację. W Polsce ten utwór uwielbiam jedynie w wykonaniu królowej gospel Ewy Urygi.
Aż nie chce się wierzyć, że “Porgy and Bess” w pełnej wersji spektaklu wystawiła ostatnio Opera Wrocławska w… 1973 roku! W 2001 roku Teatr Wielki w Łodzi przygotował wersję semisceniczną w reżyserii wizjonera Henryka Baranowskiego i choreografii włoskiego artysty Giorgio Madii, a kierownikiem muzycznym był ceniony izraelski dyrygent Yaacov Bergman, który prowadził także orkiestry w USA (m.in. Brooklyn Philharmonic w Nowym Jorku). Było jeszcze tylko impresaryjne przedstawienie z 2000 roku. “Porgy and Bess” – jedna z najoryginalniejszych na świecie oper XX wieku, nie istnieje w świadomości polskiego widza. Podstawowe niebezpieczeństwo tkwi w tym, że to dzieło przypomina Himalaje, ponieważ bardzo łatwo można szybko spaść, wspinając się na szczyt muzyki operowo-jazzowej. Proszę mi pokazać teatr w naszym kraju, gdzie artyści operowi unieśliby taki repertuar i gdzie sala byłaby pełna na więcej niż 3 przedstawieniach…
Wielkie brawa należą się dyrektor Akademii Operowej Beacie Klatce i charyzmatycznej profesor Izabeli Kłosińskiej, która jako dyrektor do spraw obsad daje szansę młodym artystom na występowanie na najważniejszej polskiej scenie operowej oraz dyrektorowi Waldemarowi Dąbrowskiemu, który wspiera tę działalność. Dramaturgią koncertu zajął się amerykański pianista i dyrygent Whitney Reader. Świetnym pomysłem było zaangażowanie jako narratora utalentowanego aktora Sambora Czarnoty, który znakomicie spajał fragmenty opery w drugiej części koncertu. Ciekawym zaskoczeniem było także pojawienie się na scenie aż sześciorga młodych pianistów, którzy mieli trudne zadanie błyskawicznego zajmowania miejsca przy fortepianie i rozpoczynania gry w sekundę po rozłożeniu nut, gdyż tempo koncertu było wyjątkowo szybkie jak na ciągłe przemieszczanie się wykonawców. Jedynym stałym elementem była orkiestra, która bardzo dobrze sprawdziła się w tym trudnym operowo-jazzowym repertuarze pod batutą wybitnego Michała Klauzy. To był wspaniały koncert. Oby więcej pojawiało się takich przedsięwzięć.
Krzysztof Korwin-Piotrowski
