8.11.2020, Magdalena Jagiełło-Kmieciak
Przygotowuję się do tego i bardzo będę dbał o jakość – mówił Jacek Jekiel, dyrektor Opery na Zamku w Szczecinie, wiceprezes Stowarzyszenia Dyrektorów Teatrów podczas sobotniego (7 listopada) panelu dyskusyjnego „Muzyka w czasach pandemii – czego (nie)nauczył nas COVID-19?” w ramach IV Konwencji Muzyki Polskiej o zaplanowanych transmisjach spektakli czy koncertów Opery na Zamku w Szczecinie. Konwencję zorganizował Instytut Muzyki i Tańca. Wydarzenie było finansowane ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
W panelu wzięli udział: prof. dr hab. Ryszard Cieśla, dyrektor Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach Ewa Bogusz-Moore, dyrektor Opery na Zamku w Szczecinie dr Jacek Jekiel, dyrektor Teatru Muzycznego w Poznaniu dr Przemysław Kieliszewski. Moderatorką była dyrektorka Instytutu Muzyki i Tańca Katarzyna Meissner.
Katarzyna Meissner: Wirus nie skończy się 31 grudnia i 1 stycznia nie zniknie z naszego życia. Rozmowa dotyczy tego, jak myśleć o kulturze w czasie pandemicznym.
Uczestnicy dyskusji zwrócili uwagę na to, że nikt nie sądził, iż pandemia potrwa tak długo. Ale teraz trzeba przemyśleć, jak zaplanować kolejne działania kultury, by kultura nie przegrała. Padło zatem pytanie Katarzyny Meissner, czy kultura może „wygrać” na covidzie.
Jacek Jekiel: Tego nie wiem i chyba nikt tego nie wie. Moment, w którym to wszystko się stało, był momentem jakby niezawinionej śmierci, kiedy ta informacja nie dociera do naszej świadomości. U mnie pojawił się syndrom wyparcia. Pandemia COVID-19 wydała mi się tak absurdalna, tak abstrakcyjna, poza rzeczywistością, że prędzej bym się spodziewał III wojny światowej czy najazdu obcych wojsk. Kompletnie zrujnowała sposób naszego myślenia. Zdałem sobie sprawę, że świata przed pandemią już nie ma, że mogę go wspominać jako historyk, ale nie mogę już „nim” myśleć, muszę przewartościować wszystko od początku do końca. To chyba jedyny sposób, by sobie z pandemią poradzić, bo inaczej grozi nam coś, co przeżywało wielu wybitnych artystów w momencie izolacji, kiedy dopadała ich nostalgia. I żeby nas to wszystkich ludzi kultury nie dopadło, to musimy uciec do przodu, zmienić sposób myślenia i narzucić go naszym zespołom.
Inni paneliści także zwracali uwagę między innymi na to, że pandemia przemodeluje myślenie na długie lata, że potrzebna jest pomoc państwa, konieczność zmiany statusu freelancerów i że to pandemiczne „wywrócenie stolika” jest otwarciem nowych kanałów dystrybucji, jak na przykład Internet. Padło jednak otwarte pytanie, czy odbiorcy są w stanie „przerzucić się” na kulturę w sieci, kiedy to wczesną jesienią widać było, że publiczność jest złakniona bezpośredniego kontaktu ze sztuką. Uczestnicy dyskusji zgodzili się, że internet pozwala zaistnieć w obszarze, do którego wcześniej melomani nie docierali. Nowy świat kultury to świat cyfrowy, który pozwoli kulturze także dotrzeć za granicę.
Katarzyna Meissner zapytała o niezwykle ważną w tym czasie komunikację kryzysową i wyzwania menedżerskie. Uczestnicy dyskusji uznali, że pandemia jest wielkim testem na przywództwo, gdyż wyzwań jest wiele, między innymi utrzymanie w teatrze atmosfery względnego spokoju, w czasie, gdy nie wiadomo, co można zaplanować na kolejny dzień. Planowanie i rozszerzanie pola widzenia jest konieczne, ale trzeba być elastycznym i zdać sobie sprawę, że jest to czas pewnej wojny, podczas której trzeba nazywać emocje, ale i komunikować się i nazywać rzeczy po imieniu: że się boimy. Rzeczywistość obecna dokumentuje, że dyrektor zarządzający to „osobny katalog zdarzeń”. Za swoje decyzje sam podejmuje odpowiedzialność. Jednak dzięki rzetelnej komunikacji – poziomo i pionowo – na najwyższych szczeblach w teatrze wiadomo, że decyzje menedżera nie są tylko jego decyzjami, mają swoje reperkusje i wpływają na innych. COVID-19 ten przepływ informacji przyspieszył. A dyrektorzy mają się na kim oprzeć. Ale mają brzemię: na koniec dnia muszą sami podjąć decyzję.
Jacek Jekiel: Najgorszą rzeczą, którą można komuś w tak trudnym czasie doradzić, to to, żeby się schował do mysiej dziury. To paradoksalnie czas dużej samotności dyrektorów. Oczywiście są Teamsy, nieustanne spotkania na Zoomach, ale nigdy nie czułem się tak samotny jak teraz, i zdaję sobie sprawę, że ciężar podjęcia wielu trudnych decyzji spada na moje barki. Dyrektorzy w instytucjach artystycznych odpowiadają absolutnie za wszystko, nie tylko za poziom wydarzeń, ale i za nastroje i bezpieczeństwo pracowników. Zatem na przykład dylemat, czy mogę wprowadzić muzyków do orkiestronu, wywoła lęk, może nawet opór to dylemat, który każdy dyrektor zna. Z decyzjami podejmowanymi czasem ad hoc także jesteśmy sami, bo zanim decydenci doprecyzują, wyjaśnią na przykład co to znaczy „bezpieczna próba”, to musimy sami tworzyć rzeczywistość. Nikt z nas nie lubi być zaskakiwany przez zmieniającą się sytuację, choć na tym też polega działanie menedżera, by przewidywać, co może się wydarzyć.
Pracownicy są zalęknieni, oczekują od nas szybkich decyzji i tego, byśmy ich prowadzili przez artystyczne Morze Czerwone możliwie jak najbezpieczniej. Ta odpowiedzialność doskwiera, nigdy nie potrzebowałem tak ścisłego kontaktu z dyrektorami innych oper. Spotykamy się na Zoomie co kilka dni. To wielka pomoc. Teraz wszyscy zastanawiamy się, czy będzie narodowa kwarantanna, czy jej nie będzie. Jeśli będzie, to cała nasza praca pójdzie jak krew w piach. Ale z drugiej strony nie przyjmuję do wiadomości tego czarnego scenariusza i staram się iść do przodu, pomagać innym myśleć podobnie. Ta droga, którą moi pracownicy idą za mną, jest więc trochę bezpieczniejsza. Bo ja wierzę, że przetrwamy. Mam cudowny zespół. Ale widzę w ludziach niepewność, strach. Oni oczekują ode mnie czegoś, czego nie jestem w stanie spełnić, ponieważ sam nie wiem, co będzie. Rozmawiamy, identyfikujemy wzajemne lęki. Uśmiech, rozmowa pomagają w rozładowaniu napięcia.
Następnie uczestnicy spotkania szerzej podjęli bardzo ważny wątek transmisji spektakli, koncertów. Pojawiły się głosy uczestników dyskusji, że działania online to nowo otwarte drzwi dla kultury także na przyszłość, a nawet powinny być bardziej rozwinięte, z tym że nie w zamian, a dodatkowo. Dodatkowo w internecie przekaz musi być profesjonalny. Dobry materiał w sieci wymaga kosztów. Natomiast z punktu widzenia artystów to szansa na utrzymanie sprawności zawodowej.
Jacek Jekiel: Telewizja Arte wyszła ostatnio z inicjatywą rozszerzenia katalogu działań artystycznych, które będą w niej udostępniane na antenie. Ma w tym uczestniczyć mnóstwo instytucji z całej Europy. Nie ukrywam, że kilka razy widziałem w multipleksach transmisje Metropolitan Opera. Widziałem pewne rozczarowanie osób, które na co dzień chodzą do opery. Bo tu jest magia, interakcja, emocje, fala tsunami, która wywraca nas wszystkich. Myślę, że płaski ekran tego wszystkiego widza pozbawia. Dodatkowo poza reżyserem spektaklu potrzebny jest reżyser telewizyjny, żeby mógł z przedstawienia zrobić rzecz nietuzinkową. Gdy jesteśmy na widowni, to ogarniamy swoją percepcją wszystko, co się dzieje na scenie. Natomiast gdy patrzymy na ekran, to po kilku minutach przychodzi znużenie. Bo kadr w filmie trwa kilka sekund i jest cięcie, więc konieczna jest ogromna profesjonalizacja przekazu online, żeby ten mógł być alternatywą i uzupełnieniem. Przygotowuję się do tego i bardzo będę dbał o jakość.
Ale zadam kontrowersyjne pytanie: dlaczego zamknięto teatry? Przecież spełniały najwyższe standardy – mierzenie temperatury, dystans, mniejsza liczba widzów. Dużo większe ryzyko było po stronie sceny, a nie widowni. Jeżeli my możemy przygotowywać spektakle, to dlaczego nie możemy zaprosić choć tej garstki widzów, która naprawdę jest głodna sztuki? To dla nich jest jak tlen. Mam marzenie, żeby jak najszybciej wrócić na żywą scenę. Jesteśmy w stanie „postawić” na kameralistykę, spektakle wymagające mniejszej obsady. Może pandemia to jest dla nich dobry czas.
Całość IV Konwencji Muzyki Polskiej:
Fot. J. Jekiela: Marek Popowski, fot. Opery na Zamku: A. Słomski©Opera na Zamku