Szanowni Państwo, wielki popularyzator muzyki poważnej w Polsce, Bogusław Kaczyński wielokrotnie spotykał się ze sławnym kompozytorem Krzysztofem Pendereckim i Jego twórczością. Prezentujemy tutaj zdjęcia i przypominamy fragmenty artykułów, a także program telewizyjny z cyklu “Przeboje Bogusława Kaczyńskiego”. Podczas koncertu prowadzonego przez Krzysztofa Pendereckiego zostały wykonane nie tylko dzieła wokalne Kompozytora, ale również inne utwory z kręgu polskiej muzyki religijnej (Gomółki, Wacława z Szamotuł, Gorczyckiego, Pękiela, Zieleńskiego, Moniuszki i Szymanowskiego). Koncert odbył się w ramach X Festiwalu Muzyki w Łańcucie, a miał miejsce w 1990 roku w Bazylice Ojców Bernardynów w Leżajsku. Wystąpił Chór Filharmonii Narodowej w Warszawie. Było to powtórzenie koncertu, który odbył się w mediolańskiej La Scali, również pod batutą Krzysztofa Pendereckiego.
Link do programu TVP Poznań znajduje się TUTAJ.
Bogusław Kaczyński: Impresje krakowskie 1970
Niewątpliwie największym wydarzeniem tegorocznego lata był uroczysty koncert, zorganizowany z okazji jubileuszu XXV-lecia Państwowej Filharmonii im. Karola Szymanowskiego. Program galowego wieczoru zawierał dwa utwory krakowskiego kompozytora Krzysztofa Pendereckiego –Tren pamięci ofiar Hiroszimy oraz polskie prawykonanie najnowszego dzieła tego twórcy – Jutrzni. Penderecki należy dziś do najwybitniejszych, współczesnych kompozytorów w skali światowej. Statystyki zgodnie stwierdzają, że dzieła polskiego twórcy należą do najczęściej wykonywanych na estradach, a nazwisko jego stało się jednym z symboli muzyki XX wieku. Jutrznia jest kolejnym po Stabat Mater, Pasji, Dies Iraeutworem opartym na tematyce religijnej. Światowe prawykonanie tej kompozycji odbyło się w kwietniu w katedrze w Altenbergu pod Kolonią, przynosząc kompozytorowi kolejny wielki sukces. W najbliższym czasie Jutrznia zostanie wykonana w Barcelonie i Perugii, w następnym zaś roku w Wiedniu, Rzymie, Buenos Aires, Londynie, Paryżu. A więc błyskawiczna, światowa kariera!
Znając głosy prasy zachodniej bardzo cieszyliśmy się z możliwości wysłuchania Jutrzni w Krakowie tym bardziej, że wykonanie jej miało się odbyć nie w gmachu Filharmonii, ale – jak sobie życzył kompozytor – w gotyckim wnętrzu kościoła św. Katarzyny. Do Krakowa zjechały prawdziwe pielgrzymki muzyków i muzykologów z całej Polski, aby osobiście dokonać oceny nowego dzieła. Olbrzymie wnętrze kościoła wypełniło się do ostatniego stojącego miejsca pięciotysięczną rzeszą miłośników muzyki. Do wykonania zaproszono grono najwybitniejszych artystów (tych samych, którzy śpiewali Jutrznię w Altenbergu) – Stefanię Woytowicz, Krystynę Szczepańską, Kazimierza Pustelaka, Bernarda Ładysza oraz włoskiego basso profondo – Borysa Carmeli. Chórem i orkiestrą Filharmonii Krakowskiej dyrygował Jerzy Katlewicz.
Wykonanie Jutrzni Pendereckiego na długo pozostanie w pamięci słuchaczy. Przyczyniła się do tego nie tylko niewątpliwa wartość dzieła i wybitne wykonanie, ale też niezwykle malownicza sceneria wnętrza, co w zestawieniu z klimatem muzyki dało znakomite rezultaty. Zresztą ostatnio często praktykuje się na świecie wykonanie tego typu muzyki w autentycznych, stylowych wnętrzach.
(Bogusław Kaczyński, Koń na biegunach, s. 91, Wydawnictwo Casa Grande 2010, przedruk z Dziennika Ludowego,1970 r.)
Śpiewanie muzyki współczesnej 1972
Rozmowa ze Stefanią Woytowicz
– Jest Pani jedną z najwybitniejszych na świecie wykonawczyń muzyki współczesnej, ze szczególnym uwzględnieniem specjalizacji w śpiewaniu utworów Krzysztofa Pendereckiego. Świadczyć o tym może chociażby fakt udziału Pani w większości światowych i polskich prawykonań dzieł tego kompozytora…
– Nie wiem, czy można tutaj mówić o specjalizacji, gdyż do wykonywania muzyki współczesnej zostałam po prostu zmuszona. Stało się to po raz pierwszy podczas prawykonania Erotyków Tadeusza Bairda. Rzeczywiście interesowały mnie i interesują pozycje klasyczne, głównie to, co skomponowano przed Bachem i twórczość samego Jana Sebastiana Bacha. Myślałam więc, że jakoś zamknę się w tym okresie historycznym. Pewnego jednak razu Tadeusz Baird zapytał, czy gdyby zadedykował mi pieśni, to czy zechciałabym je wykonać. Z kolosalnym zdumieniem odpowiedziałam, że muzyki tego rodzaju nie śpiewam, ale jeżeli sam kompozytor chce zaryzykować i jeśli ja uznam, że będę mogła wystąpić w tym repertuarze, to bardzo proszę. No i tak się zaczęło. Po wykonaniu Erotyków śpiewałam utwory innych kompozytorów, ale taki prawdziwy wystrzał nastąpił dopiero z Krzysztofem Pendereckim. Było to kilka lat temu. Po koncercie w Krakowie Penderecki przyszedł do mnie z Henrykiem Czyżem, przedstawił się, był bardzo skromny i gorąco prosił, abym zechciała wykonać partię sopranową w pisanej przez niego kompozycji, którą była Pasja według św. Łukasza. Propozycję przyjęłam. Śpiewanie tej partii przyniosło mi kolosalną satysfakcję artystyczną. Obecnie znam już klucz do rozwiązania tej muzyki, bez którego trudno sobie wyobrazić przystąpienie do wykonywania któregokolwiek z utworów Pendereckiego. Muszę dodać, że jest on kompozytorem bardzo trudnym we współpracy jeśli chodzi o dostarczenie na czas materiału nutowego. Bywało tak, że na kartce pocztowej pisał zielonym atramentem pięciolinie i w ostatniej chwili przesyłał zmieniony tekst muzyczny. I tak jest do dnia dzisiejszego. Zdążyłam się już do tego przyzwyczaić, czego najlepszym dowodem jest fakt, że ostatnio nauczyłam się aż trzech wersji Kosmogonii. Zbiegło się to z moimi występami w Dreźnie, gdzie śpiewałam przez trzy wieczory IX Symfonię Beethovena, a rano uczyłam się nowej wersji Kosmogonii, przesyłanej na luźnych kartkach. Mimo, iż tego bardzo nie lubię, staram się zrozumieć kompozytora. Penderecki należy do tej grupy twórców, którzy muszą czuć niebezpieczeństwo zbliżającego się terminu. Kiedyś spędzaliśmy wspólnie wakacje i trzeba go było niemal zamykać na klucz, aby pisał. On mówi, że całą partyturę ma w głowie, ale trzeba to przecież kiedyś przelać na papier. Podobnie było z Capricciem na skrzypce solo. Najlepiej wie o tym Wanda Wiłkomirska, która wprost umierała ze strachu, czy otrzyma nuty na czas.
– Jaki jest Pani stosunek do muzyki współczesnej?
– Taki sam, jak do każdej innej muzyki. Tutaj ważna jest przede wszystkim sprawa umiejętnego przygotowania. Jeżeli uczę się nowej kompozycji Pendereckiego, czy w ogóle współczesnego utworu, to jednocześnie opracowuję lub powtarzam dzieła Haendla, Haydna, Mozarta. Wszystkie moje poczynania wokalne kontroluje profesor Stanisława Zawadzka, ustawiając specjalne ćwiczenia do muzyki, którą się aktualnie zajmuję.
– Ostatnio coraz częściej spotykamy się ze zwyczajem wykonywania muzyki we wnętrzach kościołów. Szczególnie tę formę koncertów preferuje publiczność. Co Pani o tym sądzi jako wykonawczyni?
– Bardzo chętnie i coraz częściej śpiewam we wnętrzach kościelnych. Zaczęło się to od Pragi, gdzie w kościele św. Mikołaja zaproponowano mi recital z towarzyszeniem organów. Organy to najwspanialszy instrument, którego dźwięk w nieprawdopodobny sposób mobilizuje mnie. Dlatego tak chętnie wzięłam udział w koncercie festiwalowym w kościele Najświętszej Marii Panny w Koszalinie, stąd cudowny koncert w kościele św. Elżbiety we Wrocławiu. Tam nie tylko znakomicie się muzykuje, ale również miałam satysfakcję występu dla licznie zebranej młodzieży. Myślę, że jak tak dalej pójdzie, to sale koncertowe wyludnią się, a ich miejsce zajmą wnętrza kościołów. Tu nie tylko chodzi o znakomitą akustykę. Olbrzymią rolę odgrywa architektura wnętrza, to że ludzie nie biją braw, że w jakiś inny sposób śledzą wykonanie utworu. Cieszę się ogromnie, że Penderecki, który absolutnie wymaga dla wykonań swoich dzieł wnętrz kościelnych, pisze z myślą o takich właśnie warunkach akustycznych i wizualnych. Potwierdzeniem tego są chociażby premiery jego utworów w katedrach w Münster, Altenbergu, w Krakowie (kościół św. Katarzyny) i w katedrze św. Jana w Warszawie.
– Które wydarzenie artystyczne z Pani wieloletniej kariery szczególnie zapisało się w pamięci?
– Zdarzały się występy, które przez swoją prostotę szczególnie czule wspominam. Do nich niewątpliwie należy koncert w londyńskim Victoria and Albert Museum, poświęcony twórczości Haydna i Haendla, wykonanie Pasji Pendereckiego w olbrzymim kościele w Lizbonie, czy też prawykonanie tego utworu w Münster, koncert w Sydney, podczas którego 250-osobowy chór i orkiestra symfoniczna pod dyrekcją szwedzkiego dyrygenta Sterna wykonały prawdziwie po mistrzowsku III Symfonię Karola Szymanowskiego, wzbudzając niezwykły entuzjazm wielotysięcznej publiczności. Warto dodać, iż pierwowzorem wykonania, zarówno dla dyrygenta jak i zespołu, było polskie nagranie płytowe z moim udziałem pod dyrekcją Witolda Rowickiego. Gdyby Szymanowski żył, byłby na pewno szczęśliwy, że jego dzieło rozbrzmiewało i było entuzjastycznie przyjęte aż pod Krzyżem Południa. Tournée po Australii było dla mnie ogromnym wysiłkiem: 57 koncertów, w tym 29 recitali. Żaden ze śpiewaków nigdy nie miał takiej ilości występów na tamtym kontynencie.
– Warto chyba tak wielką i ciekawą karierę artystyczną zapisać we wspomnieniach. Czy myślała już Pani o tym?
– Jeśli pewne rzeczy notowałam, to dotyczą one nie tylko muzyki, lecz również odzwierciedlają wszystko, co interesowało mnie w odwiedzanym kraju: ludzi, obyczaje, kulturę. Robiłam to dlatego, aby po powrocie, czytając te zapiski, raz jeszcze przypomnieć sobie to wszystko. Oprócz tournée po Australii, dokładnie utrwaliłam pobyt w Chinach i te koncerty, które wywarły na mnie szczególne wrażenie. Zapisywałam to najczęściej wyłącznie do własnego użytku i myślę, że publikować tego nie będę.
– A szkoda, bo jest to dokument interesujący z punktu widzenia historii śpiewu solowego. Niewiele tego rodzaju zapisków pozostało po wybitnych polskich śpiewakach i stąd spotykamy się ciągle z umniejszaniem naszej roli na forum światowym…
– Przyznaję Panu rację i przyrzekam, że pomyślę o tym i być może w przyszłości dokonam takiej redakcji. Ale w tej chwili jest na to jeszcze trochę za wcześnie.
(Dziennik Ludowy, 1972 r.)
Artykuły pochodzą z książki Bogusława Kaczyńskiego: “Koń na biegunach”, Wydawnictwo Casa Grande.